12 maja 2024r. Imieniny: Pankracego, Dominika, Domiceli
Gospodarz strony: Andrzej Dobrowolski     
 
 
 
 
   Starsze teksty
 
Emerytury albo armia

Były poseł ziemi garwolińskiej Marian Piłka opublikował na łamach dziennika Rzeczpospolita tekst "Emerytury albo armia". Wiceprezes Prawicy Rzeczypospolitej wypowiada się w nim za natychmiastowym ustanowieniem priorytetu budżetowego dla armii, po męsku wskazując konieczności cięcia wydatków dla sfery socjalnej. Po wtóre: pada postulat przywrócenia powszechnego charakteru zaangażowania w obronę Polski.

Myśl Mariana Piłki kierowana jest zapewne nie tylko do publiczności ogólnopolskiej, ale do samego PiS, do którego PR należy. Ten głos dyskusji wewnątrz-prawicowej porządkuje na zimno wiedzę o stanie obecnym politycznej sytuacji świata:

"/.../ Gdy Stany Zjednoczone zwiększają nakłady na wojsko, kierują się przede wszystkim potencjalnym zagrożeniem ze strony Chin. Z kolei państwa europejskie są coraz bardziej zaniepokojone rewizjonistyczną polityką Rosji. Ich zdaniem jej ambicje może powstrzymać jedynie wzrost możliwości obronnych państw europejskich. Stąd rewizja dotychczasowej polityki obronnej, która generalnie polegała na zmniejszaniu nakładów budżetowych na obronę, likwidacji obowiązkowego poboru wojskowego i przekształceniu własnych armii w korpusy ekspedycyjne używane głównie w celu dyscyplinowania państw pozaeuropejskich./.../

Po dojściu Putina do władzy/.../ Moskwa zaczęła dynamicznie zwiększać wydatki na zbrojenia. Kolejnym krokiem była przebudowa własnych sił zbrojnych i stopniowe dostosowywanie ich do realiów współczesnej wojny. Ten proces został wyraźnie przyspieszony po wojnie z Gruzją w 2008 roku. Zadziwiające jest, że proces przebudowy i unowocześniania rosyjskiej armii praktycznie nie został zauważony na Zachodzie, a w każdym razie nie wyciągnięto z tego faktu żadnych wniosków. Już po wojnie z Gruzją kilka krajów postanawia zrezygnować z obowiązkowej służby wojskowej, a wiele państw NATO nadal tnie wydatki obronne. Wezwania do zwiększenia nakładów zbrojeniowych ze szczytu w Newport w 2014 r. zostały praktycznie zignorowane. Jedynie podczas szczytu NATO w Warszawie zdecydowano o rozmieszczeniu wojsk natowskich w państwach bałtyckich i w Polsce. To są działania symboliczne, polityczne i propagandowe, ale bez większego znaczenia militarnego. Szczyt w Warszawie powinien uzmysłowić zwłaszcza państwom Europy Środkowo-Wschodniej, że mogą liczyć tylko na siebie. I to powinien być dzwonek alarmowy dla wszystkich państw naszej części kontynentu, że jedynie radykalny wzrost własnych możliwości obronnych może być najskuteczniejszym instrumentem powstrzymującym rosyjski rewizjonizm.

Polska formalnie należy do nielicznego grona państw, które zgodnie z ustaleniami dwóch ostatnich szczytów NATO wydają 2 proc. PKB na obronność. Wypełniamy jednak ten wymóg tylko formalnie, bo wliczamy do tego ok. 7,3 mld złotych przeznaczanych na emerytury wojskowe. Należałoby też odjąć od tej kwoty koszty zakupu samolotów dla VIP-ów. W zmienionej sytuacji międzynarodowej wzrost wydatków obronnych naszego kraju do 3 proc. PKB jest wymogiem racji stanu. Bez radykalnego i szybkiego wzmocnienia naszego potencjału obronnego możemy znaleźć się w bardzo trudnej sytuacji zagrażającej bezpośrednio naszemu bezpieczeństwu narodowemu.

Ostatnio o wzroście nakładów obronnych do 3 proc. PKB wspominali prezes PiS Jarosław Kaczyński i minister obrony narodowej Antoni Macierewicz, ale są to deklaracje bez pokrycia, bo obniżenie wieku emerytalnego praktycznie wyeliminowało możliwość zasadniczego zwiększenia wydatków obronnych.

Program Morawieckiego zakłada zaś zwiększenie nakładów do 2,5 proc. PKB dopiero w roku 2030. Deficyt budżetu naszego kraju jest już tak duży, że dalsze jego zwiększanie doprowadzi do radykalnego podwyższenia kosztów obsługi długu publicznego i wpadnięcia w pętlę niebezpiecznego zadłużenia. Tylko radykalne ograniczenie dotychczasowych wydatków może pozwolić na zwiększenie budżetu obronnego. Jedyną racjonalną opcją jest wycofanie się z decyzji o obniżeniu wieku emerytalnego, bo w sytuacji katastrofy demograficznej nie można się wycofać z ekonomicznego wsparcia rodzin. A polski budżet nie udźwignie koncepcji 500+, wzrostu wydatków obronnych i niższego wieku emerytalnego.

Wzrost nakładów obronnych jest zasadniczym, ale niejedynym wymogiem reformy polskiej armii. Przede wszystkim trzeba odejść od koncepcji armii jako korpusu ekspedycyjnego działającego na zlecenie innych mocarstw poza Europą i przywrócić polskiej armii jej podstawowy cel, jakim jest obrona własnego terytorium./.../

Trzeba jasno powiedzieć, że polska armia licząca około 100 tys. żołnierzy, w tym około 30 tys. operacyjnych, czyni Polskę praktycznie bezbronną. Polska musi mieć około 150 tys. żołnierzy operacyjnych. Obecnie bowiem znaczna część polskiej armii działa jako urzędnicy, a nie jako siły zbrojne. Dlatego oprócz przywrócenia jednolitego dowodzenia, zbudowania samodzielnego rozpoznania sytuacyjnego, wprowadzenia obrony terytorialnej, nowoczesnego wyposażenia, podstawowym wymogiem naszego bezpieczeństwa narodowego jest przywrócenie armii charakteru narodowego. Oznacza to przede wszystkim przywrócenie obowiązkowej służby wojskowej i co za tym idzie, radykalną przebudowę armii. Polska armia ma bowiem obowiązek bronić kraju, a tylko w sytuacjach wyjątkowych jej oddziały mogą służyć poza granicami kraju. Do potrzeb obrony kraju powinna być dostosowana jej struktura i charakter.

/.../ Trzeba pamiętać, że polska armia praktycznie nie ma rezerwy, bo w latach 2009–2012 zrezygnowano zupełnie ze szkolenia rezerwistów. Przez lata systematycznie zmniejszano ich liczbę. Zaś od 2013 roku szkolenia te miały charakter symboliczny. Dopiero w roku ubiegłym przeszkolono 36 tys. osób. To zupełnie nie wystarcza do stworzenia skutecznej armii na czas zagrożenia. W Finlandii, gdzie systematycznie szkoli się rezerwistów, armia zawodowa w sytuacji zagrożenia ma zdolność do 10-krotnego zwiększenia swojej liczebności.

Z wyliczeń Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego wynika, że w przypadku zagrożenia Finlandia może zmobilizować 7,16 proc. populacji, podczas gdy Polska zaledwie 0,28 proc. W sumie kraj, który liczy 5,5 miliona mieszkańców, jest w stanie wystawić trzy razy więcej żołnierzy niż Polska. Finowie co roku szkolą 25 tys. rezerwistów służby zasadniczej i 17 tys. ochotników. I do podobnego modelu powinniśmy dążyć także w naszym kraju.

Obowiązkowa służba wojskowa powinna obejmować wszystkich zdolnych do jej odbycia rekrutów, a zatem powinna mieć charakter powszechny. Także obrona terytorialna powinna bazować na żołnierzach po obowiązkowej służbie wojskowej. W przeciwnym razie będzie ona miała charakter zupełnie amatorski.

Wprowadzenie obowiązkowej służby wojskowej zwiększa możliwości obronne jeszcze w jednym, często niedocenianym wymiarze – buduje bowiem potencjał także w wymiarze patriotyczno-moralnym. /.../

Przywództwo jest umiejętnością zdefiniowania zasadniczych wyzwań, zwłaszcza zagrożeń, i dania na nie skutecznej odpowiedzi w odpowiednim czasie, a nie tylko działaniem budującym popularność partii rządzącej. Dziś nasz kraj stoi przed wyzwaniem rewizji tego systemu międzynarodowego, dzięki któremu na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego stulecia odzyskaliśmy wolność. I dlatego, aby tej wolności nie utracić, potrzeba dziś budować polski potencjał obronny, aby zmiana obecnego systemu międzynarodowego nie odbyła się naszym kosztem.

Bez pełnej mobilizacji możemy nie obronić naszej wolności, bo lojalność sojusznicza, gdy nie dysponuje się własnym silnym potencjałem, jak pokazał przykład ostatniej wojny, bywa zawodna. Dlatego dziś musimy zbudować armię narodową, opartą o patriotyzm całego narodu, w której każdy Polak jest odpowiedzialny za obronność własnego kraju. Przywrócenie obowiązkowej służby wojskowej siłą rzeczy wymusi jej przebudowę i dostosowanie do potrzeb obronnych kraju. Nie możemy dziś odkładać kwestii obronności na późniejsze terminy, bo jest to wyzwanie na teraz i musimy dziś na nie odpowiedzieć."

opr. AD